Czytajkowo.pl

Forum zrealizowane z myślą o tych co tworzą za pomocą samych słów.

Ogłoszenie

Wszystkie posty
Wszystkie wątki
Wszyscy użytkownicy
Nowy użytkownik
Użytkownicy online
Goście online

  • Index
  •  » Wasze prace
  •  » Krótka powieść grozy pisana powoli - Bez tytułu [Wyjdzie w praniu]

#1 2014-05-28 12:50:52

Michu

UŻYTKOWNIK

Zarejestrowany: 2014-05-28
Posty: 3
Punktów :   

Krótka powieść grozy pisana powoli - Bez tytułu [Wyjdzie w praniu]

ROZDZIAŁ 1: POCZĄTEK


I






Nazywam się Daniel Frostacki. Gdy miałem zaledwie kilka lat straciłem ojca, moja matka szybko związała się z jakimś facetem, którego po prostu mówiąc nie lubiłem. Wydawał mi się wstrętnym kutasem bez ambicji, który chciałby, aby moja matka mu usługiwała. Nie pasowało mi to, aż do zeszłego miesiąca. Piotr okazał się wtedy moim przyjacielem, który mi wierzy. Wszystko zaczęło mieć sens. Ale wróćmy do początku tego o czym chciałbym mówić. Powinienem najpierw opowiedzieć coś o sobie. Nie jestem osobą, która lubi bawić się w takie rzeczy, ale ogólny wygląd mojego ciała nie jest specjalny. Jestem osobą o przeciętnym wzroście (176cm) oraz wadze (71kg), mam brązowe włosy i zielone oczy. To na tyle z tych podstawowych informacji. Dwa lata temu miałem wypadek przez który omal nie zginąłem. Było to straszne, ale także głupie z mojej strony. Nie widząc żadnego znaku, ani chociażby taśmy podszedłem do domu, który jakoś dziwnie mnie przyciągał, jakbym czuł, że tam muszę właśnie iść. Wtedy właśnie usłyszałem huk, zobaczyłem jasność, a później ciemność. Byłem pewny tego, że to już koniec, umarłem z przyczyny, której nawet do jasnej cholery nie znam! Widziałem różne rzeczy, ale pamiętam tylko moją matkę coś do mnie mówiącą. Nie pamiętałem co. Jednak później zaczęły docierać do mnie głosy, głos matki i jakiegoś obcego człowieka, z ledwością otworzyłem oczy i wiedziałem, że nie umarłem. Byli tam lekarze i moja płacząca matka, mówili coś o rozbiórce domu, wybuchu i odłamku. Wtedy jak grom uderzyło to do mnie. Zbliżyłem się do domu, który był wysadzany i uderzył we mnie jakiś odłamek, pięknie! Ale... nic nie czułem, nie czułem bólu, ani smutku czy radości. Byłem na wszystko dziwnie obojętny, gdybym się wtedy dowiedział, że umrę to nawet pewnie bym się tym nie zainteresował. Właśnie w tej chwili zobaczyli, że mam otwarte oczy, matka natychmiast podbiegła i zaczęła mnie pytać co boli, jak się czuję, ale lekarz ją zabrał. Dobrze, nie miałem zamiaru na to odpowiadać, byłem cholernie zły i nie pamiętałem niektórych rzeczy. Lekarz chcąc wyjaśnić mi co się stało, potwierdził tylko moją teorię, był to dom przeznaczony do rozbiórki, a ja całkiem przypadkiem znalazłem się w polu rażenia. Dostałem jakimś odłamkiem, który połamał mi trzy żebra, rękę oraz roztrzaskał kość w nodze. Doznałem także poważnego urazu głowy, mój mózg nie był w stanie myśleć racjonalnie. Zapomniałem nazw podstawowych rzeczy, a także mówiłem strasznie niewyraźnie. Byłem wrakiem człowieka, który niegdyś prowadził całkiem dobre życie. Wypady z kolegami, gry komputerowe, niezdrowe żarcie. Mówią, że palenie zabija, ale tak naprawdę zabija tylko ludzka głupota. Ludzie wymyślają wszystko to co jest w stanie ich zabić, ktoś wymyślił ten cholerny ładunek, który tak uszkodził moje ciało, ktoś inny zbudował ten budynek, a jeszcze inny idiota do niego podszedł nie zważając na nic, ja byłem tym idiotą i to moja wina, ale czułem wściekłość na wszystkich nad którą ciężko było mi zapanować. Wracając do mojego stanu zdrowia, nie był to szczyt moich marzeń. Chciałem, aby spotkało to moją własną matkę, byłem zły, że mnie nie obroniła, ale to nie była jej wina. Wielki trud włożyłem w to, aby otworzyć usta i coś wtedy powiedzieć, to coś miało być słowem "Wody", ale w mojej złości i przy uszkodzeniu mózgu, powiedziałem "Idioci!". Matka się rozpłakała, a lekarz nawet nie zdziwił. Zaczął jej tłumaczyć o zmianach, które mogły zajść w moim mózgu, a ja spróbowałem jeszcze raz "Same cipy!". Byłem tak zdenerwowany, że krzyknąłem zaraz po tym w złości, sprawiło mi to duży ból, ból którego nie zapomnę. Matka dalej płakała cicho, a ja z każdą chwilą byłem coraz bardziej zdenerwowany, lekarz domyślając się, że po śpiączce, która podobno trwała trzy dni zaschło mi w gardle podał mi plastikowy kubek z chłodną wodą, podał w ten sposób, abym mógł się napić z niego przez słomkę, ale dalej on trzymał. Napiłem się i humor poprawił mi się trochę, ale co to za poprawa, gdy z mózgu mam sieczkę. Nawet nie mogę powiedzieć prostych słów, mam je w głowię, ale jak mówię to wychodzi co innego. Więc gdy się napiłem, chciałem podziękować, ale nie wyszło za dobrze. "stary pedał. Byłem tak zdenerwowany, że już nic nie robiłem, tylko gapiłem się w sufit i od czasu do czasu chciałem coś powiedzieć. Tak minęło kilka pierwszych dni.

II






Piątego dnia po wypadku nastąpił przełom jak powiedział lekarz. Tyle prób, krzyków gdy tylko wróciła mi sprawność i nawet jedna próba uderzenia pielęgniarki, bo nie wiedziała o co mi chodzi. Szczęście, że jestem w gipsie.  Najgorsze było to, że cały czas myślałem o zemście na tych, którzy nikomu nie zawinili. Chciałem im zrobić to co spotkało mnie, dlaczego ja do cholery?! Ale przełom, tak. Mówiłem o przełomie, tak więc w końcu powiedziałem to o czym myślałem. Jest to straszne, ale odkryłem, że gdy się złoszczę, mogę mówić niektóre słowa tak jak chcę. Pierwsze moje słowo to "kocham" powiedziane do matki. Nigdy nie zapomnę jaka była szczęśliwa, ale było również widać, że była niepewna, nie wiedziała czy chciałem to powiedzieć, czy tylko ta galareta z czaszki mi to podsunęła. Wszystkie wątpliwości rozeszły się gdy na moją twarz wstąpił uśmiech.
Te chwile radości nie trwały długo, już następne zdanie znowu brzmiało inaczej niż miało. Zapominałem czasem tego co się nauczyłem, ale lekarz mówił, że to się poprawi niebawem. Zauważyłem też pewien szczegół gdy tak słuchałem sam siebie zdziwiony. Większość słów zaczęła układać się w sensowne zdania, było to dla mnie niebywałe i intrygujące, ale nie myślałem nad tym dużo. Musiałem skupić się na leczeniu. Połamane kości zaczęły się zrastać bez żadnych komplikacji, a mój mózg wracał do zdrowia, było lepiej z każdym dniem. Zostało jednak coś złego z tego wypadku, moja niepohamowana złość do wszystkiego co mi niczym nie zawiniło. Wyżywałem się na każdym, nie fizycznie, ale psychicznie. Miałem oczywiście też lepsze dni, jak wtedy gdy powiedziałem "kocham". Mój mózg już zaczął łapać o co chodzi w mowie, mówiłem to co chciałem powiedzieć coraz częściej.


III



Nadszedł taki dzień, gdy moja matka, na którą teraz często krzyczałem za byle powód wyszła z sali szpitalnej zapłakana. Oczywiście wszystko było moją winą, ja ją uderzyłem. Słyszałem jak szlocha na korytarzu i myślałem tylko, że jest straszną mazgają. Dostała tylko lekko w ramię, a nie potężny cios łamiący jej żebra, tak jak ja! Cóż, wyszła i... i już nie wróciła nigdy więcej. Nie, nie zostawiła mnie, nigdy by tego nie zrobiła. Wyszła zapłakana, nie zwracała na nic uwagi, a ulicą jechał akurat tir. Lekarze przyszli do mnie godzinę, po jej wyjściu i poinformowali mnie o tym wypadku. Mówili, że nie mogę jej zobaczyć bo tir niemal ją zmiażdżył. Wiecie co zrobiłem, gdy dowiedziałem się, że moja matka nie żyje, a na dodatek jej ciało jest roztrzaskane jak jakaś porcelanowa figurka? Nic, właśnie w tym rzecz. Nic nie zrobiłem do jasnej cholery, nawet się nie przejąłem! Jedyne co mi przyszło do głowy to "trudno, stało się" uwierzycie? Nie przejąłem się śmiercią własnej matki!! Jak ja tego teraz żałuję, chciałbym cofnąć czas, ale się nie da. Dopiero dwa miesiące później, gdy wyszedłem ze szpitala poszedłem na jej grób. Jednak wtedy... przychodzili do mnie ludzie składając kondolencje z powodu śmierci matki, przychodziła opieka społeczna i jacyś urzędnicy, a ja ich wszystkich posyłałem do diabła. Mogli żałować, płakać i lamentować, ale z dala ode mnie. Gdy wracały mi siły, stawałem cie coraz bardziej agresywny. Rzucałem wszystkim czym się dało, plułem i kląłem, a potem się za to wstydziłem. Mózg  zaczynał mi pracować na tyle normalnie, abym czuł wstyd, żal i chęć pomocy. Zaczęło mi być szkoda matki, ale tylko raz na kiedyś. Pytali się mnie czy chciałbym być na ceremonii pogrzebowej, ale odmówiłem. Wszystko to pamiętam jak przez mgłę, ale później było tylko gorzej. Wcale nie chodzi o mój stan bo poprawiało mi się, ale zacząłem miewać lęki i omamy, bynajmniej tak wtedy sądziłem, a teraz nie wiem co było prawdą, a co nie. Wszyscy znajomi odsunęli się ode mnie po wypadku. Widać jak bardzo mnie lubili, wystarczy, że nie mogę się ruszać i ich nie poznaję, a przestali mnie odwiedzać. Nawet po moim wyzdrowieniu nie było lepiej. Wszyscy nagle uważali, że jestem wariatem bo mówiłem, że widzę swoją matkę, która przecież już nie żyła. Chcieli mnie zamknąć w wariatkowie, ale wygarnąłem im, że są idiotami, a ja żartowałem. Całe szczęście to łyknęli. Wiem już co przyniosła mi przeszłość, ale ciekawe co przyniesie przyszłość. Duchy? Żartujecie chyba, jeżeli macie ochotę na bajkę, to obejrzyjcie bajkę o duchu Kacprze. Prawda nie jest taka łatwa, to nie był żaden duch. Widziałem swoją martwą matkę, ale czym to było? Najgorsze z tego było to, że patrzyła na mnie jednocześnie z miłością i chęcią mordu. Dziwnie wychodzi jak ktoś to połączy. Miłość do mordu? Całkiem to możliwe, czuję, że przyszłość nie będzie taka jaką sobie wymarzyłem.


ROZDZIAŁ 2: GRANICA



I





Jak już wspomniałem. śmiercią matki się nie przejmowałem. Było to obojętne dla tej części mojego mózgu, która odpowiadała za moje zachowanie. Jedyne zadanie jakie sobie postawiła to odpoczynek, aby ciało wyzdrowiało jak najszybciej. Jakiś wrodzony instynkt wiedział co mam robić, aby nie czuć bólu i zdrowieć szybciej. Oczywiście nie była to jakaś super moc, która ostrzegała mnie zawsze czymś w stylu "Nie rób tego bo narobisz w gacie z bólu!". Wróciłem do domu i przyznali mi opiekuna. Jako niepełnoletni nie mogłem mieszkać sam, a musiałem wracać do zdrowia gdzieś gdzie będę wiedział jak się poruszać, a nie jakimś przytułku. Wtedy właśnie odezwało się we mnie to co było tak głęboko ukryte. Zacząłem tęsknić za matką, miewać koszmary, a nawet częściej ja widywać. Zawsze gdy ją widziałem... miała nieprawdopodobnie wielki uśmiech. Jej usta były tak wielkie, że zajmowały połowę twarzy! Wyglądała tak upiornie. Co ja bym nie dał, aby tego nie widzieć. Zacząłem jej nienawidzić za to, że najpierw mnie zostawiła, a teraz nawiedza, ale w głębi wiedziałem, że to nie ona, a jakieś inne siły. Zacząłem się dziwić temu o czym sam myślałem, było to tak banalne, tak głupie. Przecież to moja wyobraźnia podsuwała mi ten obraz, który uśmiechając się od ucha do ucha pluł na mnie jadem niczym wąż. Oczy mojej matki... a raczej tego czegoś, aż błyszczały od złości jaką do mnie pałał. Najdziwniejsze było, to że miałem dziwne przeczucie, o tym że ta istota mnie nie skrzywdzi. Pewnego dnia obudziłem się w środku nocy nie mogąc nabrać oddechu, a to stało nade mną, trzymając jedną rękę na mojej szyi, a drugą głaszcząc po głowie. Jakieś pięć minut cierpiałem i nie mogłem złapać oddechu. Dziwne, prawda? Nie mogłem oddychać pięć minut, a i tak zdawało mi się to cholernie wiarygodne. Jednak, cóż. Obudziłem się ponownie, tym razem byłem jednak sam w pokoju. Na szczęście mogłem już oddychać, a wszystko było tak jak przed moim zaśnięciem. Zapaliłem niemal natychmiast światło i przyjrzałem się sobie w lustrze. Miałem na szyi odcisk, odcisk ręki... najdziwniejsze było to, że ta łapa była za wielka jak na dłoń kobiety tak drobnej jak moja matka. Zacząłem panikować, a w momencie gdy już myślałem, że zwariuję i wyprowadzą mnie w gustownym kaftaniku ze skrzyżowanymi rękoma, zobaczyłem ją w odbiciu.
- Musisz się cofnąć z granicy. Nie możesz tu zostać, wynocha z granicy!
Słowa te brzmiały groźnie i oskarżycielsko. Starałem się je ignorować, ale nie dawały mi spokoju przez całą noc. - "Musisz się cofnąć z granicy." - Co to mogło znaczyć? Jakiej granicy? Pytania same cisnęły mi się w usta, pytałem cicho sam siebie. Gdy nagle zobaczyłem przed sobą twarz mojej matki, ale bez tego piekielnego uśmiechu, a z czystą złością to krzyknąłem. Usłyszałem tylko "Wynocha!". Chwilę później w drzwiach mojego pokoju stanęła opiekunka.
- Co się stało?!
- Nic, miałem zły sen. - Starałem się jak mogłem skłamać, ale zimny pot wystąpił mi na twarz i zbladłem jak ściana, a Magdzie (mojej opiekunce) to nie umknęło.
- Jesteś pewien, że tu chodzi o sen?
- Tak, jestem pewien. - Odpowiedziałem zmieszany i roztrzęsiony.
- Idź z granicy! - Głos dobiegał jakby od Magdy, a raczej zza niej. Zobaczyłem błysk za jej plecami.
- Wyjdź, musisz wyjść! - Byłem tak przerażony, że Magda tego nie zrobiła, a podeszła do mnie i pogłaskała po głowie, jak ręka mojej martwej matki w tym śnie. Jeżeli tak to mogę nazwać.
Chwilę później widziałem jak błysk zbliża się do jej pleców, już nic nie mogłem poradzić jak tylko krzyknąć z przerażenia.


II




- NIE! - poczułem rękę, która mnie obejmuje i usłyszałem podły śmiech.
- Nic się nie stało. Musiałeś mieć mocny sen! - Magda mnie uspokajała. Lepiej, aby miała rację.
Chwilę później jak gdyby nigdy nic znowu spałem. Przespałem całą noc i obudziłem się jak zwykle we wtorki o 7:00. Musiałem zdążyć do szkoły. Poszedłem do łazienki, aby się wykąpać i umyć zęby. Zupełnie zapomniałem o tym co stało się w nocy, do tej pory dziwie się jak to możliwe, że tak szybko o tym zapomniałem. Gdy już się wykąpałem, poszedłem szybko do pokoju i się spakowałem. - Codzienna rutyna. - Pomyślałem. Następnie zszedłem do kuchni i zjadłem śniadanie przygotowane przez Magdę, która wyglądała jakby nie spała całą noc. Codziennie jadłem takie samo śniadanie, lubiłem je. Płatki czekoladowe z mlekiem. Byłem już gotowy więc wyszedłem z domu i udałem się w kierunku szkoły. Wszyscy patrzyli się na mnie dziwnie, pewnie poszła jakaś plotka, ale nie przejmowałem się tym. Jedni zaczynali się śmiać, gdy mnie widzieli. Inni natomiast żarliwie o czymś gadali między sobą. Usiadłem pod klasą i zdjąłem moją bluzę, ponieważ w szkole było dużo cieplej jak na zewnątrz. Dopiero teraz wszyscy spojrzeli na mnie przerażeni. W pierwszej chwili nie zauważyłem tego, ale nie dało się ukryć, że coś przeczuwałem. Rozejrzałem się i zobaczyłem wszystkie te przestraszone i zaciekawione spojrzenia. Wtedy dopiero popatrzyłem po sobie. Miałem ubraną na sobie zakrwawioną bluzkę, mimo, że ubierałem czystą. Wstałem szybko, nie ukrywając bólu jaki sprawiły, mi przy tym jeszcze obolałe żebra. Zdjąłem tą cholerną bluzkę, ale na ciele miałem dość głęboko wyryty napis "Odejdź". Wszyscy zaczęli się śmiać, a ja nic z tego nie rozumiałem. - Dobry żart z tą koszulką. Pieprzona oferma! - Słyszałem te słowa co chwilę. Rozbrzmiewały one w akompaniamencie śmiechów i chichów. - Bardzo kurwa śmieszne, że ktoś mi wyrył na ciele takie coś! - Wykrzyczałem w złości i dopiero zdałem sobie sprawę, że to mnie wcale nie boli. Wszyscy zaczęli się śmiać jeszcze głośniej, a ja byłem w centrum uwagi, aż przyszedł nauczyciel i zabrał mnie na miłą pogadankę. Mimo, że ja widziałem ten napis wyryty  moim cielę, to nikt inny nie zwracał na to uwagi! Nauczyciel stwierdził, że to pewnie wina mojego mózgu, który był w nie najlepszej formie. Wtedy właśnie coś zrozumiałem. Brakowało i matki. Nie czekałem do końca lekcji, zaraz po rozmowie poszedłem na cmentarz. Gdy tylko odnalazłem grób mojej matki. Usiadłem obok niego na ziemi i zacząłem płakać jak baba. Nie wiedziałem co miałem robić. Siedziałem tam, aż znalazła mnie policja, którą wezwała Magda bojąc się tego, że zniknąłem. Gdy szedłem, razem z policjantami do radiowozu, którym mieli mnie odwieźć pod sam dom. Obejrzałem się, po raz ostatni na nagrobek kobiety, która była moją matką. Postać na zdjęciu perfidnie uśmiechała się do mnie. Jej oczy przejawiały złość, a uśmiech był tak szeroki, że wyglądało to jakby wycięto z jej twarzy kawał mięcha.

III





Zaczynałem wariować, ale każdego kolejnego dnia o wszystkim zapominałem. Budziłem się i nie pamiętałem tego co się działo poprzedniego dnia, aż do momentu gdy stała się kolejna dziwna rzecz. Wtedy wszystko wracało do mnie z nadwyżką. Codziennie wykonywałem poranną rutynę i wychodziłem do szkoły. Gdy tam docierałem, to za każdym razem ktoś gapił się namolnie. Codziennie było to samo, aż pewnego dnia stało się coś zgoła  innego i cholernie popierdolonego. Myślałem, że oszaleję przez, to wszystko, ale na szczęście zachowałem zdrowy rozsądek. Przynajmniej tak sądziłem. Wracając do tego dnia. Zjadłem śniadanie, ale tym razem było coś nie tak. Widziałem błysk w oku Magdy. Cholernie coś było nie tak. Przekonałem się o tym, gdy idąc nie widziałem żywej duszy na ulicy. Zbliżając się do szkoły, zacząłem słyszeć szelest. Głośny szelest wielu par butów. Byłem pewny, że coś dzisiaj się dzieje u mnie w szkole, a ja jak zwykle nic nie wiem. Doszedłem do zakrętu, który ukrywał moją szkołę i to zobaczyłem. Przed budynkiem stały setki uśmiechniętych w nienaturalny, a wręcz przerażający sposób ludzi. Gdy tylko mnie ujrzeli, zaczęli iść w moim kierunku mówiąc coś co na początku było dla mnie niezrozumiałe. Jednak szybo pojąłem, że wszyscy, jak jeden mąż wołają do mnie - Wynoś się z granicy! Nie powinieneś się tu znaleźć. - Zacząłem  uciekać w przeciwnym kierunku. Biegłem do domu ile sił w nogach. Zważając, na to że goniła mnie niewielka armia. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Wbiegłem do domu krzycząc, aby Magda tutaj przyszła. Mogliśmy schować się razem w piwnicy i to przeczekać. Szybko dotarło do mnie, że ta myśl jest wymysłem wariata. Jeżeli zechcą, to rozniosą ten dom w pył. Myślałem, że już po mnie. Zobaczyłem, że do domu wdarli się już pierwsi mieszkańcy miasteczka. Wszyscy uważają, że w takim momencie walczyliby do ostatniej chwili. Wszystko jednak jest zgoła inne. Przykucnąłem w rogu i objąwszy rękoma swoje nogi zacząłem myśleć o tym, aby wszystko się już skończyło. Chciałem, aby napastnik upadł, złamał nogę, skręcił kark, nadział się na to ostrze trzymane w dłoni, czy cokolwiek innego. Jednak nie stało się to co pragnąłem, a coś zupełnie innego. Mężczyzna zamachnął się na mnie i miał już wbić ostrze w moje ciało, ale... po prostu nie mógł. Spróbował jeszcze raz, ale to było jak pole siłowe. Nóż odbił się na bok i nic mi się nie stało. - Znajdź ją! - usłyszałem. Wtedy właśnie zrozumiałem, ten czynnik pobudził mój mózg. - To tylko sen ty żałosny dupku. Obudź się i będzie, po wszystkim! - Faktycznie, obudziłem się, ale nie spodziewałem się tego co ujrzałem zaraz, po otwarciu oczu. Tuż przed moją twarzą widziałem ostrze noża kuchennego w rękach Magdy, która spiesznym krokiem opuszczała mój pokój, powtarzając w kółko - Nie mogę, nie mogę, nie mogę... - Myślałem, że napastnik siłujący się z tym, aby mnie uderzyć to tylko niezwykle realistyczny sen. Jednak po przebudzeniu okazał się być tylko projekcją mojego mózgu, która ukazywała na swój sposób to co się działo. Magda chciała mnie zabić, a raczej coś próbowało ją do tego zmusić. Mój mózg zmagał się teraz z ciężkim zadaniem odzyskania spokoju i wymyślenia racjonalnego rozwiązania dla tej sytuacji. Moje myśli zaczęły się plątać, a ja dalej nie wiedziałem co robić. Zebrałem, to wszystko do kupy i wyszło mi coś w stylu: Mózg wizualizował to co działo się w okół mnie. Magda próbowała, pod jakąś namową mnie zabić, ale nie była morderczynią bez serca i nie potrafiła. Zbliżała ostrze, ale nic to nie dawało. W końcu wyszła z mojego pokoju. Tak, to musiało tak wyglądać. Pamiętałem jednak jeszcze coś i skoncentrowałem się teraz na tym. A mianowicie chodziło o ostatnie słowa ze snu. Kogo miałem odnaleźć?


IV



Wkrótce

Ostatnio edytowany przez Michu (2014-06-13 15:28:54)

Offline

 

#2 2014-05-28 14:22:11

Alphard

UŻYTKOWNIK

Zarejestrowany: 2014-05-18
Posty: 1
Punktów :   

Re: Krótka powieść grozy pisana powoli - Bez tytułu [Wyjdzie w praniu]

Hmm,  szczerzę mówiąc to spodziewałam się  czegoś takiego XD  Ogólnie mi się podoba. Zaskoczyła mnie Twoja wyobraźnia i z rękom na sercu, mogę napisać, że to opowiadanie mnie bardzo wciągnęło. Serio XD Nie będę tu dalej słodzić, bo to też niezdrowo, mogę tylko jeszcze napisać ode mnie te skormne słowo - fajne C:

Offline

 

#3 2014-05-28 18:34:19

Deferdus

UŻYTKOWNIK

Zarejestrowany: 2014-05-28
Posty: 1
Punktów :   

Re: Krótka powieść grozy pisana powoli - Bez tytułu [Wyjdzie w praniu]

Zrób z tego czarną komedię, dobrze ci radzę, bo wychodzi ci to genialnie.

Uśmiałem się, gdy wybuchł do lekarza słowami "stary pedał"

Offline

 

#4 2014-05-29 14:56:46

 Joffrey

ADMINISTRATOR

50655112
Skąd: Kraśnik
Zarejestrowany: 2014-04-27
Posty: 8
Punktów :   
WWW

Re: Krótka powieść grozy pisana powoli - Bez tytułu [Wyjdzie w praniu]

To nie jest ani straszne ani zbytnio nie wciąga. Standardowy build na początku widzimy. Nikomu nie zarzucam tego aby było oryginalny, ale powiedzmy sobie szczerze, że czytają X razy ten sam początek może się już powoli znudzić. Zaś sam pomysł tzn. rozbiórka, wybuch oraz uszkodzony organizm, tego na co dzień się nigdzie nie czyta więc tu jest plus, ale już te słowa, które powstawały z powodu uszkodzenia mózgu są wg. mnie trochę aż za bardzo oddalone od rzeczywistości. Zwykle są to podobne słowa od tych prawdziwych, np. pokroić go - przystroić go.
Ogólnie nie jest fatalnie, jest w miarę dobrze. Lecz to wyjdzie dopiero wtedy kiedy będzie z czym porównać


http://img.pl/CNPf.png

Offline

 

#5 2014-05-29 22:55:34

Michu

UŻYTKOWNIK

Zarejestrowany: 2014-05-28
Posty: 3
Punktów :   

Re: Krótka powieść grozy pisana powoli - Bez tytułu [Wyjdzie w praniu]

Mam zamiar rozwinąć co i dlaczego tak jest, a więc do tej pory nie będę brał ocen o oryginalność pod uwagę. Jednakowoż, nie zabraniam ich pod żadnym pozorem. Tylko chciałbym powiedzieć, to że wydaje się nierealne to po prostu teraźniejsze odczucie. Jeżeli zobaczę postępy na forum to fabuła będzie się rozwijać tak, aby wszystko objaśniać. Dziękuję za komentarze.

Offline

 

#6 2014-06-13 14:52:13

 Gorn5

UŻYTKOWNIK

49184376
Skąd: Toruń
Zarejestrowany: 2014-06-13
Posty: 2
Punktów :   

Re: Krótka powieść grozy pisana powoli - Bez tytułu [Wyjdzie w praniu]

Piękne opowiadanko! Uważam, że masz talent do takich smykałków, powinieneś go w jakiś sposób (choć by taki) wykorzystać. Nie chciałbym tu nic oceniać, jedyne co mogę powiedzieć to to, że udało Ci się.

Offline

 

#7 2014-06-13 15:35:30

Michu

UŻYTKOWNIK

Zarejestrowany: 2014-05-28
Posty: 3
Punktów :   

Re: Krótka powieść grozy pisana powoli - Bez tytułu [Wyjdzie w praniu]

@Update.
1. Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, a raczej forum zacznie żyć, po 20.06.2014. Jeżeli nie, to Night, znajdę Cię i oskalpuje. -_-

2. Dziękuję każdemu za opinie. Postaram się skończyć jak najszybciej, aby nie było niejasności. Teraz to wszystko zdaje się dziwne, ale gwarantuję, że końcówka wszystko wyjaśni.

Offline

 

#8 2014-06-18 12:40:06

Nightmare

ADMINISTRATOR

Zarejestrowany: 2014-04-29
Posty: 6
Punktów :   -1 

Re: Krótka powieść grozy pisana powoli - Bez tytułu [Wyjdzie w praniu]

Jeden błąd i brak kilku przecinków, ale generalnie mi się podoba, lubie psycholi.

Offline

 
  • Index
  •  » Wasze prace
  •  » Krótka powieść grozy pisana powoli - Bez tytułu [Wyjdzie w praniu]

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.cybermanager.pun.pl www.zdrowieurodaporady.pun.pl www.ksmkrosno.pun.pl www.kibicebukowna.pun.pl www.rapswiat.pun.pl